- Szybciej! Co tak wolno?! -
krzyknął Fury do Wandy, która właśnie jednym ruchem zmiotła cały szereg robotów
- jak widać, za wolno.
Ta westchnęła tylko ciężko.
Jednak nie przyspieszyła, nie miała już siły. Jedynie co mogła teraz innego
zrobić to albo zwolnić, albo odpocząć. Trzygodzinna walka z robotami wcale nie
jest łatwa. Przeżyła już raz walkę, ale walczyła zaledwie półtorej godziny i to
z przerwami na odpoczynek, których tutaj nie miała.
- James, weź nie cackaj się z
tymi robotami, tylko zniszcz je! Vision, wiem, że też jesteś w połowie robotem,
ale mógłbyś bardziej się do tego przyłożyć!
Fury poruszał się po
„bezpiecznej” strefie, gdzie roboty nie przychodziły, tak były zaprogramowane.
Od czasu do czasu wyszedł ze strefy, aby dokładniej przyjrzeć się komuś z
ekipy. Właśnie zmierzał w kierunku Victorii, był poza strefą.
- Uważaj! - krzyknęła i w tym
momencie zniszczyła pięć robotów, które ją otoczyły.
Niespodziewanie Nick poczuł jak
traci równowagę. Coś podniosło go do góry, głową do dołu, a płaszcz całkowicie
zasłonił mu widoczność. Miotał się jak ryba na lądzie, lecz nic z tego nie
wyszło. Jedyne, co dało się usłyszeć z jego ust, to niesamowicie głośny krzyk:
- Victoria! - usłyszeli go
dosłownie wszyscy, mimo panującego na sali hałasu.
Wszystko się wyłączyło, roboty
padły jak szmaciane lalki na ziemię. Dookoła Fury’ego zebrali się nowi
Avengersi. Na widok nieudolnych ruchów zrzędliwego trenera, wszyscy zaczęli się
śmiać. Victoria podeszła jako ostatnia, stanęła naprzeciw Nicka i podniosła
jego płaszcz.
- Wiesz, zawsze mnie
zastanawiało, czy jak człowiek wisi głową w dół to widzi wszystko do góry
nogami, czy jednak widzi tą niezgodność? Jakoś nigdy nie miałam okazji tego
sprawdzić. Powiesz mi? - zaśmiała się.
- Victoria, w tej chwili masz
mnie z tego jakoś wyciągnąć! Coś ty w ogóle zrobiła?!
- Oj, nie denerwuj się tak,
szefie. A w ogóle przecież krzyknęłam „uważaj”. Nie wiem, o co ci chodzi.
Dziewczyna zachichotała, a wtedy
Vision położył jej rękę na ramieniu i poważnie zaprzeczył ruchem głowy.
- No dobra, dobra. To miał być
tylko żarcik.
Westchnęła, po czym ruchem palca
pomału zaczęła upuszczać Fury’ego. Ciekawa była, jakby wyglądała jego mina po
upadku z tamtej wysokości. Gdyby tylko Vision się nie wtrącił! Wszystko
poszłoby dobrze!
Mimo wiecznych wybryków
Victorii, wszyscy byli z niej bardzo zadowoleni. Przykładała się do każdego
zadania, każdego ćwiczeniach, chociaż powtarzali je dziesięć razy w ciągu dnia.
Szybko przyjmowała wiedzę i była skora do dodatkowej nauki. W dodatku przybyła
tutaj już z pewnymi umiejętnościami walki, więc nie trzeba było uczyć jej od
początku wszystkiego. Szybko nadgoniła poziomem pozostałych. I chociaż była z
nimi już prawie rok, to tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, jaki jest
szczyt jej możliwości. Niby zawsze się starała, zawsze była najlepsza, lecz
było widać, że to nie jest jej max. Jakby hamowała się przed użyciem broni
ostatecznej, czekała na wielki finał.
Mimo to ta niska (mająca
zaledwie metr sześćdziesiąt pięć) osóbka była w pewien sposób niezwykła i jakby
niepasująca. Jasna cera, do tego długie, proste pomarańczowo-czerwone włosy,
które rzekomo były jej naturalnymi, brązowe oczy i psotniczy uśmieszek.
Wiecznie uśmiechnięta, roześmiana. Nigdy nie było wiadomo, o czym myśli. Była
nieprzewidywalna w każdym calu, ale mimo to wszyscy czuli do niej sympatię. Jej
się po prostu nie dało nie lubić.
Po treningu wszyscy przechodzili
do sąsiedniego budynku, przyłączonego z bazą podziemnym tunelem. Każdy
rozchodził się w swoją stronę. Mieli oddzielne, nowoczesne pokoje, z
luksusowymi łazienkami - znajdowały się one na piętrze. Na dole był salon,
kuchnia i inne pomieszczenia z drobną rozrywką.
Victoria po treningu stanęła
przy oknie i patrzyła się w niebo, które pomału zaczynało ciemnieć. Bardzo
interesowały ją światy po za Ziemią. Wiedziała, że one istnieją. W końcu kiedyś
nordycki bożek zaatakował Ziemię - a zanim przybył jego brat, który do dzisiaj
należy do Avengers, lecz postanowił przybywać tylko w trudnych chwilach, gdyż
chciał nadrobić swoje życie prywatne z ukochaną Ziemianką - udało mu się
zdemolować cały Nowy Jork.
Poszła do łazienki wciąć długi
prysznic. Po wyjściu przebrała się i zeszła na kolację. Ledwo zeskoczyła z
trzech ostatnich schodków, a usłyszała donośne.
- Gratulacje!
Poderwała gwałtownie głowę do
góry i spojrzała po całym pomieszczeniu. Stół był nakryty odświętnym obrusem, a
na nim znajdowało się mnóstwo jedzenia i napoi. Wszyscy stali obok, z
uśmiechami na twarzy, a Vision trzymał w ręce dwa kieliszki, obok niego Wanda
trzymała piccolo o smaku brzoskwiniowym.
Victoria zaniemówiła.
- A to z jakiej okazji? - w
końcu nie miała tego dnia urodzin. A nawet było do nich jeszcze trochę daleko.
- To z okazji twojego
oficjalnego przystąpienia do Avengersów. Twój okres próbny właśnie się skończył
- wyjaśnił uśmiechnięty Rogers.
- Naprawdę? - oczy Victorii
zaświeciły z ekscytacji i szczęścia. Uśmiechnęła się do wszystkich szeroko, a
wtedy Wanda z hukiem otworzyła szampana dla dzieci. - Jejku i nawet
pamiętaliście, że nie piję alkoholu.
- Ten dziecięcy napoik jest
tylko dla ciebie, ja nie mam zamiaru się oszczędzać - Victoria spojrzała na bok
i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
W progu bocznych drzwi stał Tony
Stark z dwoma szampanami w ręce, ubrany w elegancki garnitur z czerwonym
krawatem.
- Tony! - dziewczyna dosłownie
rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek roześmiana, po czym swoim
radosnym głosikiem oznajmiła jak najbardziej przekonująco: - Aleś ty osiwiał,
dziadziusiu!
- Wiesz, nie spodziewałem się,
że możesz być jeszcze bardziej dziecinna. No proszę, jeszcze trochę i
osiągniesz poziom przedszkolaka. Oby tak dalej! - zaśmiał się Stark.
- Och, Tony, jak zawsze masz
cięty język. Czekaj, a to co? Tupecik ci się przesunął na bok czy to robią ci
się zakola?
Wszyscy wybuchli śmiechem, a
Stark pokiwał przeczącą głową w jej stronę. Nie miał jej tego za złe. Oboje
lubili sobie docinać, tak samo jak z Kapitanem Ameryką. Ale Victoria poważnie
traktowała Steva. Czasami się z niego pośmiała, ale nigdy nie docinała mu tak
jak jemu.
Rozpoczęła się huczna zabawa.
Muzyka grała w najlepsze, przekąski pojawiły się na stolikach. Victoria jak
zawsze podpierała ścianę i wpatrywała się w tańczące tłumy. Podszedł do niej
Vision.
- Czemu nie tańczysz?
- Jakoś nie mam dzisiaj nastroju
- uśmiechnęła się do niego.
- A czy ty kiedykolwiek masz
nastrój na coś innego niż płatanie figli?
- Czasami - zaśmiała się, a
potem spoważniała. - Wiesz, uwielbiam patrzeć w gwiazdy. Są takie intrygujące.
Ciekawa jestem, jak one wyglądają z innej planety - westchnęła, wpatrując się
przez okno w rozgwieżdżone niebo.
Vision już miał coś powiedzieć,
gdy nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Wszystko momentalnie zamilkło, każdy
przygotował się do ataku. Jednakże nie był on potrzebny, gdyż po opadnięciu
dymu, w progu stanął Thor. Rozejrzał się poważnie po całej sali, ale
ostatecznie nie mógł ukryć uśmiechu. Rozłożył ręce.
- A tutaj jak zawsze jakaś
uczta.
Wszyscy rozluźnili się, ale
Victoria wpatrywała się w nowo przybyłego jak w obrazek. Czyżby to był ten
Thor? Ten, który pochodzi z innej planety? Ten, który jest bogiem piorunów?!
Niemożliwe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz