niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział I: Nowy członek

      - Szybciej! Co tak wolno?! - krzyknął Fury do Wandy, która właśnie jednym ruchem zmiotła cały szereg robotów - jak widać, za wolno.
      Ta westchnęła tylko ciężko. Jednak nie przyspieszyła, nie miała już siły. Jedynie co mogła teraz innego zrobić to albo zwolnić, albo odpocząć. Trzygodzinna walka z robotami wcale nie jest łatwa. Przeżyła już raz walkę, ale walczyła zaledwie półtorej godziny i to z przerwami na odpoczynek, których tutaj nie miała.
      - James, weź nie cackaj się z tymi robotami, tylko zniszcz je! Vision, wiem, że też jesteś w połowie robotem, ale mógłbyś bardziej się do tego przyłożyć!
      Fury poruszał się po „bezpiecznej” strefie, gdzie roboty nie przychodziły, tak były zaprogramowane. Od czasu do czasu wyszedł ze strefy, aby dokładniej przyjrzeć się komuś z ekipy. Właśnie zmierzał w kierunku Victorii, był poza strefą.
      - Uważaj! - krzyknęła i w tym momencie zniszczyła pięć robotów, które ją otoczyły.
      Niespodziewanie Nick poczuł jak traci równowagę. Coś podniosło go do góry, głową do dołu, a płaszcz całkowicie zasłonił mu widoczność. Miotał się jak ryba na lądzie, lecz nic z tego nie wyszło. Jedyne, co dało się usłyszeć z jego ust, to niesamowicie głośny krzyk:
      - Victoria! - usłyszeli go dosłownie wszyscy, mimo panującego na sali hałasu.
      Wszystko się wyłączyło, roboty padły jak szmaciane lalki na ziemię. Dookoła Fury’ego zebrali się nowi Avengersi. Na widok nieudolnych ruchów zrzędliwego trenera, wszyscy zaczęli się śmiać. Victoria podeszła jako ostatnia, stanęła naprzeciw Nicka i podniosła jego płaszcz.
      - Wiesz, zawsze mnie zastanawiało, czy jak człowiek wisi głową w dół to widzi wszystko do góry nogami, czy jednak widzi tą niezgodność? Jakoś nigdy nie miałam okazji tego sprawdzić. Powiesz mi? - zaśmiała się.
      - Victoria, w tej chwili masz mnie z tego jakoś wyciągnąć! Coś ty w ogóle zrobiła?!
      - Oj, nie denerwuj się tak, szefie. A w ogóle przecież krzyknęłam „uważaj”. Nie wiem, o co ci chodzi.

      Dziewczyna zachichotała, a wtedy Vision położył jej rękę na ramieniu i poważnie zaprzeczył ruchem głowy.
      - No dobra, dobra. To miał być tylko żarcik.
      Westchnęła, po czym ruchem palca pomału zaczęła upuszczać Fury’ego. Ciekawa była, jakby wyglądała jego mina po upadku z tamtej wysokości. Gdyby tylko Vision się nie wtrącił! Wszystko poszłoby dobrze!
      Mimo wiecznych wybryków Victorii, wszyscy byli z niej bardzo zadowoleni. Przykładała się do każdego zadania, każdego ćwiczeniach, chociaż powtarzali je dziesięć razy w ciągu dnia. Szybko przyjmowała wiedzę i była skora do dodatkowej nauki. W dodatku przybyła tutaj już z pewnymi umiejętnościami walki, więc nie trzeba było uczyć jej od początku wszystkiego. Szybko nadgoniła poziomem pozostałych. I chociaż była z nimi już prawie rok, to tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, jaki jest szczyt jej możliwości. Niby zawsze się starała, zawsze była najlepsza, lecz było widać, że to nie jest jej max. Jakby hamowała się przed użyciem broni ostatecznej, czekała na wielki finał.
      Mimo to ta niska (mająca zaledwie metr sześćdziesiąt pięć) osóbka była w pewien sposób niezwykła i jakby niepasująca. Jasna cera, do tego długie, proste pomarańczowo-czerwone włosy, które rzekomo były jej naturalnymi, brązowe oczy i psotniczy uśmieszek. Wiecznie uśmiechnięta, roześmiana. Nigdy nie było wiadomo, o czym myśli. Była nieprzewidywalna w każdym calu, ale mimo to wszyscy czuli do niej sympatię. Jej się po prostu nie dało nie lubić.

      Po treningu wszyscy przechodzili do sąsiedniego budynku, przyłączonego z bazą podziemnym tunelem. Każdy rozchodził się w swoją stronę. Mieli oddzielne, nowoczesne pokoje, z luksusowymi łazienkami - znajdowały się one na piętrze. Na dole był salon, kuchnia i inne pomieszczenia z drobną rozrywką.
      Victoria po treningu stanęła przy oknie i patrzyła się w niebo, które pomału zaczynało ciemnieć. Bardzo interesowały ją światy po za Ziemią. Wiedziała, że one istnieją. W końcu kiedyś nordycki bożek zaatakował Ziemię - a zanim przybył jego brat, który do dzisiaj należy do Avengers, lecz postanowił przybywać tylko w trudnych chwilach, gdyż chciał nadrobić swoje życie prywatne z ukochaną Ziemianką - udało mu się zdemolować cały Nowy Jork.
      Poszła do łazienki wciąć długi prysznic. Po wyjściu przebrała się i zeszła na kolację. Ledwo zeskoczyła z trzech ostatnich schodków, a usłyszała donośne.
      - Gratulacje!
      Poderwała gwałtownie głowę do góry i spojrzała po całym pomieszczeniu. Stół był nakryty odświętnym obrusem, a na nim znajdowało się mnóstwo jedzenia i napoi. Wszyscy stali obok, z uśmiechami na twarzy, a Vision trzymał w ręce dwa kieliszki, obok niego Wanda trzymała piccolo o smaku brzoskwiniowym.
      Victoria zaniemówiła.
      - A to z jakiej okazji? - w końcu nie miała tego dnia urodzin. A nawet było do nich jeszcze trochę daleko.
      - To z okazji twojego oficjalnego przystąpienia do Avengersów. Twój okres próbny właśnie się skończył - wyjaśnił uśmiechnięty Rogers.
      - Naprawdę? - oczy Victorii zaświeciły z ekscytacji i szczęścia. Uśmiechnęła się do wszystkich szeroko, a wtedy Wanda z hukiem otworzyła szampana dla dzieci. - Jejku i nawet pamiętaliście, że nie piję alkoholu.
      - Ten dziecięcy napoik jest tylko dla ciebie, ja nie mam zamiaru się oszczędzać - Victoria spojrzała na bok i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
      W progu bocznych drzwi stał Tony Stark z dwoma szampanami w ręce, ubrany w elegancki garnitur z czerwonym krawatem.
      - Tony! - dziewczyna dosłownie rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek roześmiana, po czym swoim radosnym głosikiem oznajmiła jak najbardziej przekonująco: - Aleś ty osiwiał, dziadziusiu!
      - Wiesz, nie spodziewałem się, że możesz być jeszcze bardziej dziecinna. No proszę, jeszcze trochę i osiągniesz poziom przedszkolaka. Oby tak dalej! - zaśmiał się Stark.
      - Och, Tony, jak zawsze masz cięty język. Czekaj, a to co? Tupecik ci się przesunął na bok czy to robią ci się zakola?
      Wszyscy wybuchli śmiechem, a Stark pokiwał przeczącą głową w jej stronę. Nie miał jej tego za złe. Oboje lubili sobie docinać, tak samo jak z Kapitanem Ameryką. Ale Victoria poważnie traktowała Steva. Czasami się z niego pośmiała, ale nigdy nie docinała mu tak jak jemu.
      Rozpoczęła się huczna zabawa. Muzyka grała w najlepsze, przekąski pojawiły się na stolikach. Victoria jak zawsze podpierała ścianę i wpatrywała się w tańczące tłumy. Podszedł do niej Vision.
      - Czemu nie tańczysz?
      - Jakoś nie mam dzisiaj nastroju - uśmiechnęła się do niego.
      - A czy ty kiedykolwiek masz nastrój na coś innego niż płatanie figli?
      - Czasami - zaśmiała się, a potem spoważniała. - Wiesz, uwielbiam patrzeć w gwiazdy. Są takie intrygujące. Ciekawa jestem, jak one wyglądają z innej planety - westchnęła, wpatrując się przez okno w rozgwieżdżone niebo.
      Vision już miał coś powiedzieć, gdy nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Wszystko momentalnie zamilkło, każdy przygotował się do ataku. Jednakże nie był on potrzebny, gdyż po opadnięciu dymu, w progu stanął Thor. Rozejrzał się poważnie po całej sali, ale ostatecznie nie mógł ukryć uśmiechu. Rozłożył ręce.
      - A tutaj jak zawsze jakaś uczta.

      Wszyscy rozluźnili się, ale Victoria wpatrywała się w nowo przybyłego jak w obrazek. Czyżby to był ten Thor? Ten, który pochodzi z innej planety? Ten, który jest bogiem piorunów?! Niemożliwe!



Rozdział poprzedni: Prolog
Rozdział następny: Rozdział II: Próba godności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz