Miesiąc od oficjalnego przyjęcia
Victorii do Tarczy minął bardzo szybko. W tym czasie miała swoją pierwszą misję
na poważnie, gdzie cała Tarcza musiała uganiać się za jakimś szalonym naukowcem,
który postanowił wzorować się na technologii Tony’ego Starka i stworzył sobie
robota. Bardzo niebezpiecznego i silnego robota.
Jednakże Avengersom udało się
pokonać nowego przeciwnika w dość krótkim czasie. Wszyscy byli z nich bardzo
dumni, a szczególnie z Victorii, która ani razu nie zawiodła swojej drużyny.
Nawet wtedy, gdy wynalazca zaczął uciekać, ona zachowała zimną krew i
najszybciej zareagowała, dopadając mężczyznę. Przy okazji udało jej się
wyciągnąć od niego kilka ważnych informacji dotyczących jego kolejnych
projektów, a także miejsca jego pracowni. Znacznie ułatwiło to wszystkim
sprawę.
Z samego rana Victoria
wyskoczyła z łóżka, szybko się ubrała i pognała do kuchni. Chciała wszystkim
zrobić niespodziankę, gdyż właśnie tego dnia wypadała trzyletnia rocznica
założenia nowej grupy Avengersów. Wprawdzie może bez niej, ale zawsze jakaś tak
grupa była.
Dla każdego zrobiła śniadanie.
Bardzo bogate i smakowite. Nakryła do stołu i czekała na resztę. Nie trwało to
długo, gdyż już po kilku minutach pojawił się Vision, potem Wanda, a następnie
cała reszta. Każdy był zachwycony, ale nie dano im długo nacieszyć się
posiłkiem. Nie pukając, do środka wszedł Stark. Nie wyglądał na zadowolonego.
Był w stroju Iron Mena, co nie wróżyło niczego dobrego.
Tony opowiedział im, że w
laboratorium w Anglii dzieje się coś niedobrego i Bruce kazał sprowadzić
wszystkich do jego laboratorium.
Podziemia Londynu były niezwykle
ciekawe. Nie były to kanały czy stare, pomalowane przez wandali metro, ale
plątanina szklanych pomieszczeń pełnych zaawansowanej technologii i różnych
eksperymentów. Avengersi znajdowali się w jednym z większych pomieszczeń. Było
znajdowało się tam wiele stołów, na których porozkładane były różne urządzenia.
Dotykowy monitor wisiał w powietrzu.
Prócz młodej Tarczy, znajdowali
się tam także starzy bohaterowie, między innymi też Thor, ubrany w swój „boski”
strój, z zawziętą miną i zaplecionymi rękoma na piersi.
- Thor dał mi ten kawałek
metalu, abym go zbadał. Okazuje się, że to nie jest kawałek metalu.
- Co takiego? - spytał Tony,
który na równi z Brucem znał się na tych rzeczach jak nikt.
- To żywe ciało. Thorze, nie mam
zielonego pojęcia, skąd to wziąłeś, ale
wygląda na to, że to skóra jakiegoś zwierzęcia - wytłumaczył Bruce.
- To w tym Asgardzie hodujecie
żelazne poczwary zamiast psów? - wtrącił z przekąsem Stark do Thora.
- Oczywiście, że nie. To było w
jednym z naszych strażników. Nie mam pojęcia, co to takiego było, strażnikowi
ledwo udało się uciec - opowiadał.
- To bardzo dziwne. Zbadałem DNA
tego czegoś. Jest bardzo skomplikowane, a tym samym niezwykle odporne. Jeszcze
nigdy nie spotkałem czegoś takiego.
Banner dzielił się pozostałymi
wiadomościami o dziwnej skórze i jej właściwościach. W tym czasie Victoria
oglądała pomieszczenie. Była tutaj pierwszy raz i dosłownie wszystko ją
ciekawiło. A że nie znała się na tych sprawach z tym całym DNA, właściwościach
i tak dalej, to wolała się na spokojnie rozejrzeć.
Przyglądała się każdemu
urządzeniu z osobna, dopóki jej wzrok nie zawisł na jednym ze stołów,
znajdujący się w samym kącie. Leżała na nim włócznia. Wyglądała bardzo
interesująco i nieprzyzwoicie. Pokryta była szronem, chociaż w pomieszczeniu
było bardzo ciepło. Jednakże nie wyglądała na praktyczną. Wprawdzie miała te
trzy ostrza, jednakże nie nadawała się zbytnio do walki wręcz. Bardziej
przypominała jej włócznię reprezentacyjną lub jakiegoś maga.
Jej zainteresowanie włócznią
zauważyła Natasha. Podeszła do niej, stanęła obok i obie patrzyły na nią.
- Co to za włócznia? - spytała wreszcie
Victoria.
- Dziewczyno, gdzieś ty była,
gdy niszczono Nowy Jork? - westchnęła kobieta. - Należała do tego bożka, który
chciał przejąć władzę nad Ziemią. Ponoć jest przyrodnim bratem Thora, ale jakoś
nie chce mi się w to wierzyć. W ogóle nie są do siebie podobni, ale nie wnikam.
- Jak on się nazywał?
- Nieważne. Naprawdę nie jest ci
to potrzebne do szczęścia - Natasha poklepała ją po ramieniu, ale Victoria nie
dała się tak łatwo.
- Dlaczego nikt nie chce mi
powiedzieć, jak on się nazywa?
- Nie jest ci to potrzebne,
uwierz mi.
Victoria ostatecznie odpuściła
sobie. Co miała innego zrobić? Nikt nie chciał jej powiedzieć, jak nazywał się
ten bożek, który ponad sześć lat temu zdemolował Nowy Jork. Ona nie miała o tym
zielonego pojęcia. Miała wtedy trzynaście lat i mieszkała w innym kraju, gdzie
nie oglądała telewizji. Więc nic nie wiedziała i to ją bardzo gryzło.
- Mogę ją dotknąć? - spytała
cicho.
- Pewnie, o ile nic nie zrobisz.
Zrób to delikatnie, dobrze?
Victoria zrobiła krok do przodu,
pochyliła się, aby lepiej zobaczyć szczegóły. Była naprawdę nietypowa i nie
tylko na taką wyglądała, ale także czuła, że coś z nią jest nie tak.
Przechyliła głowę na bok i wyciągnęła rękę. Poczuła pod palcami niezwykły
chłód. Być może dlatego osiadł na niej szron. Przesunęła po niej dłonią. Coraz
śmielej zaczęła ją dotykać. Wreszcie mocno złapała ją w dłonie. Niespodziewanie
poczuła przeszywające ją zimno. Zaczęło przechodzić po całym jej ciele, przez
rękę dotarło do serca, potem do głowy, a chwilę później miała wrażenie, że to
zimno znajduje się w każdej jej komórce, którą czuła osobno. Miała wrażenie, że
się trzęsie, lecz także naprawdę to nie ona się trzęsła, a otoczenie dookoła
niej.
Puściła włócznię, upadła. Jednak
mimo to zimno nie opuściło jej ciała. Zalało jej umysł. Zaczęła przed oczami
widzieć różne scenki. Przedstawiały mężczyznę. Nie wiedziała, kto to taki. Nie
znała go. Ale wszystko kręciło się wkoło niego. Potem zaczęła słyszeć głosy.
Nakładały się na siebie, przez co nie mogła usłyszeć ich znaczenia.
Mężczyzna był wysoki, miał
czarne, sięgające do ramion włosy i zielone, przenikliwe oczy. Blada karnacja
podkreślała jego wysokie kości policzkowe i cienką linię ust. Był chudy, ale
wyglądał na silnego. Miał na sobie czarno-zielony płaszcz. W ręce dzierżył
właśnie ów włócznię, której używał do celów magicznych. Nie była bronią do
walki wręcz, tylko do rzucania zaklęć.
Głowa zaczynała jej pękać. Głosy
były coraz bardziej natarczywe, nie dawały jej spokoju. Złapała się za nią, a
gdy otworzyła gwałtownie oczy, usłyszała jeden wyraz, który powtarzały głosy i
w tym momencie wszystkie idealnie nałożyły się na siebie.
Nabrała gwałtownie powietrze,
przez co poczuła silne ukłucie w sercu. Mimo to robiło jej się coraz cieplej.
Uśmiechnęła się na myśl, że to już koniec tego koszmaru. Miała go serdecznie
dość.
- Victoria, co się stało? -
Rogers jako pierwszy zareagował i jak dzielny rycerz rzucił jej się na ratunek.
Pomógł jej wstać.
Oparła się o niego, trzymając
rękę na głowie. Strasznie ją bolała. Dostała kubek z wodą i jakąś tabletkę. Nie
zastanawiając się zbytnio, szybko ją łyknęła. Lek nadzwyczaj szybko zaczął
działać i mogła się nieco odprężyć. Wszyscy zaniepokojeni przyglądali jej się i
oczekiwali, kiedy zacznie mówić.
Ona jednak nie miała zamiaru
powiedzieć nawet słówka. Musiała sobie wszystko poukładać w głowie, co było
nader trudne. Mimo to jej wzrok co chwilę lądował na Thorze. Czuła, że on może
mieć z tym coś wspólnego, ale nie miała zielonego pojęcia co. To był jej szósty
zmysł, którego jak zwykle nie mogła pojąć.
Dźwięk słowa, które usłyszała
cały czas rozchodził się w jej głowie, zajmował każdą myśl, nie mogła się
skupić na niczym innym prócz tego właśnie słowa.
Wreszcie wzięła wdech. Musiała
wytłumaczyć z Avengersami kilka ważnych spraw. Nie była już na okresie próbnym,
lecz była pełnoprawnym członkiem i nie chciała, aby ktokolwiek coś przed nią
ukrywał. Tak się nie robi. Ponadto spojrzała na włócznię. Nie była pokryta już
szronem, a ukazywała każdy swój szczegół, jakby to ona przejęła tą lodowatość.
Spojrzała na nich wszystkich
ostro.
- Kim jest Loki?
Na twarzach wszystkich zagościł
wielki szok. Zapanowała napięta atmosfera, której nikt nie chciał przerwać,
jakoś nikomu nie śpieszyło się do tłumaczeń. Chcieli zachować ją w niewiedzy,
aby chociaż jako jedyna nie znała prawdy i w razie czego mogła posłużyć za nic
niewiedzącą przynętę.
- Kim, do jasnej cholery, jest
Loki?! - z hukiem podniosła się z krzesła.
Wreszcie Thor zabrał głos. Mówił
niepewnie, nie chciał tego robić, ale widział, że musi. Nie chciał być już
dłużej nie fair względem Victorii.
- Loki… to mój przyrodni brat -
Victorię zamurowało.
Tego w życiu by się nie
spodziewała.
Była gotowa na wszystko, ale nie
na taką wiadomość.
Rozdział poprzedni: Rozdział II: Próba godności
Rozdział następny: Rozdział IV: Zaproszenie do Asgardu
Chciałam przeczytać, ale na takim tle i taką czcionką po prostu jest to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńCzy masz ochotę zapoznać się z "Prawdziwą Legendą" sprzed kilkudziesięciu wieków? A może wolisz poczytać o miłości, która się nie zdarza? Chcesz dowiedzieć się jak to jest wracać do wspomnień i wyblakłych fotografii, z których wina smak dawno już zniknął? Czy może bardziej fascynują cię losy rozwiązłej dziewiętnastolatki, która boryka się z realnymi problemami? Czy masz ochotę na przypomnienie sobie czasów dzieciństwa i młodości oraz przyjrzenia się jakie skutki ono miało dla siedmioro "Gówniarzy"? A może pragniesz się dowiedzieć dlaczego, zdaniem Amandy, czasami warto "Zostawić uchylone" drzwi?
"Prawdziwa Legenda"
"Się nie zdarza taka miłość..."
"Na kartkach pamiętnika..."
"Samotna Królewna"
"Gówniarze"
"Zostaw uchylone"
Po to wszystko co powyżej, jeśli tylko masz ochotę, zapraszam cię na:
https://takamilosc.blogspot.com/p/moje-blogi.html