niedziela, 11 września 2016

Rozdział III: Zapowiedź kłopotów

      Miesiąc od oficjalnego przyjęcia Victorii do Tarczy minął bardzo szybko. W tym czasie miała swoją pierwszą misję na poważnie, gdzie cała Tarcza musiała uganiać się za jakimś szalonym naukowcem, który postanowił wzorować się na technologii Tony’ego Starka i stworzył sobie robota. Bardzo niebezpiecznego i silnego robota.
      Jednakże Avengersom udało się pokonać nowego przeciwnika w dość krótkim czasie. Wszyscy byli z nich bardzo dumni, a szczególnie z Victorii, która ani razu nie zawiodła swojej drużyny. Nawet wtedy, gdy wynalazca zaczął uciekać, ona zachowała zimną krew i najszybciej zareagowała, dopadając mężczyznę. Przy okazji udało jej się wyciągnąć od niego kilka ważnych informacji dotyczących jego kolejnych projektów, a także miejsca jego pracowni. Znacznie ułatwiło to wszystkim sprawę.
      Z samego rana Victoria wyskoczyła z łóżka, szybko się ubrała i pognała do kuchni. Chciała wszystkim zrobić niespodziankę, gdyż właśnie tego dnia wypadała trzyletnia rocznica założenia nowej grupy Avengersów. Wprawdzie może bez niej, ale zawsze jakaś tak grupa była.
      Dla każdego zrobiła śniadanie. Bardzo bogate i smakowite. Nakryła do stołu i czekała na resztę. Nie trwało to długo, gdyż już po kilku minutach pojawił się Vision, potem Wanda, a następnie cała reszta. Każdy był zachwycony, ale nie dano im długo nacieszyć się posiłkiem. Nie pukając, do środka wszedł Stark. Nie wyglądał na zadowolonego. Był w stroju Iron Mena, co nie wróżyło niczego dobrego.
      Tony opowiedział im, że w laboratorium w Anglii dzieje się coś niedobrego i Bruce kazał sprowadzić wszystkich do jego laboratorium.


      Podziemia Londynu były niezwykle ciekawe. Nie były to kanały czy stare, pomalowane przez wandali metro, ale plątanina szklanych pomieszczeń pełnych zaawansowanej technologii i różnych eksperymentów. Avengersi znajdowali się w jednym z większych pomieszczeń. Było znajdowało się tam wiele stołów, na których porozkładane były różne urządzenia. Dotykowy monitor wisiał w powietrzu.
      Prócz młodej Tarczy, znajdowali się tam także starzy bohaterowie, między innymi też Thor, ubrany w swój „boski” strój, z zawziętą miną i zaplecionymi rękoma na piersi.
      - Thor dał mi ten kawałek metalu, abym go zbadał. Okazuje się, że to nie jest kawałek metalu.
      - Co takiego? - spytał Tony, który na równi z Brucem znał się na tych rzeczach jak nikt.
      - To żywe ciało. Thorze, nie mam zielonego pojęcia, skąd  to wziąłeś, ale wygląda na to, że to skóra jakiegoś zwierzęcia - wytłumaczył Bruce.
      - To w tym Asgardzie hodujecie żelazne poczwary zamiast psów? - wtrącił z przekąsem Stark do Thora.
      - Oczywiście, że nie. To było w jednym z naszych strażników. Nie mam pojęcia, co to takiego było, strażnikowi ledwo udało się uciec - opowiadał.
      - To bardzo dziwne. Zbadałem DNA tego czegoś. Jest bardzo skomplikowane, a tym samym niezwykle odporne. Jeszcze nigdy nie spotkałem czegoś takiego.
      Banner dzielił się pozostałymi wiadomościami o dziwnej skórze i jej właściwościach. W tym czasie Victoria oglądała pomieszczenie. Była tutaj pierwszy raz i dosłownie wszystko ją ciekawiło. A że nie znała się na tych sprawach z tym całym DNA, właściwościach i tak dalej, to wolała się na spokojnie rozejrzeć.
      Przyglądała się każdemu urządzeniu z osobna, dopóki jej wzrok nie zawisł na jednym ze stołów, znajdujący się w samym kącie. Leżała na nim włócznia. Wyglądała bardzo interesująco i nieprzyzwoicie. Pokryta była szronem, chociaż w pomieszczeniu było bardzo ciepło. Jednakże nie wyglądała na praktyczną. Wprawdzie miała te trzy ostrza, jednakże nie nadawała się zbytnio do walki wręcz. Bardziej przypominała jej włócznię reprezentacyjną lub jakiegoś maga.
      Jej zainteresowanie włócznią zauważyła Natasha. Podeszła do niej, stanęła obok i obie patrzyły na nią.
      - Co to za włócznia? - spytała wreszcie Victoria.
      - Dziewczyno, gdzieś ty była, gdy niszczono Nowy Jork? - westchnęła kobieta. - Należała do tego bożka, który chciał przejąć władzę nad Ziemią. Ponoć jest przyrodnim bratem Thora, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. W ogóle nie są do siebie podobni, ale nie wnikam.
      - Jak on się nazywał?
      - Nieważne. Naprawdę nie jest ci to potrzebne do szczęścia - Natasha poklepała ją po ramieniu, ale Victoria nie dała się tak łatwo.
      - Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, jak on się nazywa?
      - Nie jest ci to potrzebne, uwierz mi.
      Victoria ostatecznie odpuściła sobie. Co miała innego zrobić? Nikt nie chciał jej powiedzieć, jak nazywał się ten bożek, który ponad sześć lat temu zdemolował Nowy Jork. Ona nie miała o tym zielonego pojęcia. Miała wtedy trzynaście lat i mieszkała w innym kraju, gdzie nie oglądała telewizji. Więc nic nie wiedziała i to ją bardzo gryzło.
      - Mogę ją dotknąć? - spytała cicho.
      - Pewnie, o ile nic nie zrobisz. Zrób to delikatnie, dobrze?
      Victoria zrobiła krok do przodu, pochyliła się, aby lepiej zobaczyć szczegóły. Była naprawdę nietypowa i nie tylko na taką wyglądała, ale także czuła, że coś z nią jest nie tak. Przechyliła głowę na bok i wyciągnęła rękę. Poczuła pod palcami niezwykły chłód. Być może dlatego osiadł na niej szron. Przesunęła po niej dłonią. Coraz śmielej zaczęła ją dotykać. Wreszcie mocno złapała ją w dłonie. Niespodziewanie poczuła przeszywające ją zimno. Zaczęło przechodzić po całym jej ciele, przez rękę dotarło do serca, potem do głowy, a chwilę później miała wrażenie, że to zimno znajduje się w każdej jej komórce, którą czuła osobno. Miała wrażenie, że się trzęsie, lecz także naprawdę to nie ona się trzęsła, a otoczenie dookoła niej.
      Puściła włócznię, upadła. Jednak mimo to zimno nie opuściło jej ciała. Zalało jej umysł. Zaczęła przed oczami widzieć różne scenki. Przedstawiały mężczyznę. Nie wiedziała, kto to taki. Nie znała go. Ale wszystko kręciło się wkoło niego. Potem zaczęła słyszeć głosy. Nakładały się na siebie, przez co nie mogła usłyszeć ich znaczenia.
      Mężczyzna był wysoki, miał czarne, sięgające do ramion włosy i zielone, przenikliwe oczy. Blada karnacja podkreślała jego wysokie kości policzkowe i cienką linię ust. Był chudy, ale wyglądał na silnego. Miał na sobie czarno-zielony płaszcz. W ręce dzierżył właśnie ów włócznię, której używał do celów magicznych. Nie była bronią do walki wręcz, tylko do rzucania zaklęć.
      Głowa zaczynała jej pękać. Głosy były coraz bardziej natarczywe, nie dawały jej spokoju. Złapała się za nią, a gdy otworzyła gwałtownie oczy, usłyszała jeden wyraz, który powtarzały głosy i w tym momencie wszystkie idealnie nałożyły się na siebie.
      Nabrała gwałtownie powietrze, przez co poczuła silne ukłucie w sercu. Mimo to robiło jej się coraz cieplej. Uśmiechnęła się na myśl, że to już koniec tego koszmaru. Miała go serdecznie dość.
      - Victoria, co się stało? - Rogers jako pierwszy zareagował i jak dzielny rycerz rzucił jej się na ratunek. Pomógł jej wstać.
      Oparła się o niego, trzymając rękę na głowie. Strasznie ją bolała. Dostała kubek z wodą i jakąś tabletkę. Nie zastanawiając się zbytnio, szybko ją łyknęła. Lek nadzwyczaj szybko zaczął działać i mogła się nieco odprężyć. Wszyscy zaniepokojeni przyglądali jej się i oczekiwali, kiedy zacznie mówić.
      Ona jednak nie miała zamiaru powiedzieć nawet słówka. Musiała sobie wszystko poukładać w głowie, co było nader trudne. Mimo to jej wzrok co chwilę lądował na Thorze. Czuła, że on może mieć z tym coś wspólnego, ale nie miała zielonego pojęcia co. To był jej szósty zmysł, którego jak zwykle nie mogła pojąć.
      Dźwięk słowa, które usłyszała cały czas rozchodził się w jej głowie, zajmował każdą myśl, nie mogła się skupić na niczym innym prócz tego właśnie słowa.
      Wreszcie wzięła wdech. Musiała wytłumaczyć z Avengersami kilka ważnych spraw. Nie była już na okresie próbnym, lecz była pełnoprawnym członkiem i nie chciała, aby ktokolwiek coś przed nią ukrywał. Tak się nie robi. Ponadto spojrzała na włócznię. Nie była pokryta już szronem, a ukazywała każdy swój szczegół, jakby to ona przejęła tą lodowatość.
      Spojrzała na nich wszystkich ostro.
      - Kim jest Loki?
      Na twarzach wszystkich zagościł wielki szok. Zapanowała napięta atmosfera, której nikt nie chciał przerwać, jakoś nikomu nie śpieszyło się do tłumaczeń. Chcieli zachować ją w niewiedzy, aby chociaż jako jedyna nie znała prawdy i w razie czego mogła posłużyć za nic niewiedzącą przynętę.
      - Kim, do jasnej cholery, jest Loki?! - z hukiem podniosła się z krzesła.
      Wreszcie Thor zabrał głos. Mówił niepewnie, nie chciał tego robić, ale widział, że musi. Nie chciał być już dłużej nie fair względem Victorii.
      - Loki… to mój przyrodni brat - Victorię zamurowało.
      Tego w życiu by się nie spodziewała.

      Była gotowa na wszystko, ale nie na taką wiadomość.


Rozdział poprzedni: Rozdział II: Próba godności

1 komentarz:

  1. Chciałam przeczytać, ale na takim tle i taką czcionką po prostu jest to niemożliwe.

    Czy masz ochotę zapoznać się z "Prawdziwą Legendą" sprzed kilkudziesięciu wieków? A może wolisz poczytać o miłości, która się nie zdarza? Chcesz dowiedzieć się jak to jest wracać do wspomnień i wyblakłych fotografii, z których wina smak dawno już zniknął? Czy może bardziej fascynują cię losy rozwiązłej dziewiętnastolatki, która boryka się z realnymi problemami? Czy masz ochotę na przypomnienie sobie czasów dzieciństwa i młodości oraz przyjrzenia się jakie skutki ono miało dla siedmioro "Gówniarzy"? A może pragniesz się dowiedzieć dlaczego, zdaniem Amandy, czasami warto "Zostawić uchylone" drzwi?

    "Prawdziwa Legenda"
    "Się nie zdarza taka miłość..."
    "Na kartkach pamiętnika..."
    "Samotna Królewna"
    "Gówniarze"
    "Zostaw uchylone"

    Po to wszystko co powyżej, jeśli tylko masz ochotę, zapraszam cię na:
    https://takamilosc.blogspot.com/p/moje-blogi.html

    OdpowiedzUsuń