Victoria
jednak przeliczyła swoje możliwości. Nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Żałowała,
że jednak nie poszła z nimi. Sama wyszła ze swojego pokoju, zeszła na dół po
schodach i zaczęła się szwędać bez celu po różnych korytarzach. Z ciekawości
raz wchodziła po schodach, raz z nich schodziła, przechodziła od pokoju do
pokoju. Od czasu do czasu tylko zauważyła jakiegoś strażnika, który całkowicie
ją ignorował.
Znalazła
się na balkonie, który unosił się na wielkich filarach. Było to piękne miejsce,
z którego było widać całe państwo. Złote barierki przyozdabiane były srebrnymi
zawijasami. Mnóstwo przestrzeni, miejsce idealne do ćwiczeń.
Wyciągnęła
zza pasa swoją ulubioną broń. Czerwono-żółta rękojeść, przyozdobiona nieznanymi
nikomu wzorkami. Nacisnęła jakiś przycisk, a wtedy z boku wysunęło się długie
ostrze - ostrze katany. Na mieczu także były wyryte dziwne, zawijane wzorki,
które z jednej strony były intrygujące, a z drugiej niezwykle piękne.
Przyjęła
odpowiednią pozycję i zaczęła wykonywać dziwny taniec, pełen gracji, zapału, a
także dynamiki. Nawet najprostsze ruchy wykonywane z dynamiką, były wymęczające,
więc na jej skroniach szybko pojawił się pot.
Kolejny
raz przycisnęła jakiś przycisk na rękojeści, a wtedy ostrze katany zmieniło się
na ostrze miecza. Teraz zaczęło wymachiwać bronią na prawo i lewo, udając, że
wkoło niej jest pełno przeciwników. Zrobiła
obrót z wyciągniętym mieczem przed siebie, gdy poczuła gwałtowny opór. Nie
spodziewała się tego, więc gwałtownie się zatrzymała.
Zobaczyła
Lokiego. Nie wyglądał na zadowolonego, ale także nie był zły. Jak zawsze miał
ten obojętny wyraz. Miecz znajdował się niebezpiecznie blisko jego twarzy, na
szczęście w porę zareagował i swoim sztyletem zatrzymał miecz. Zapewne wtedy
poczuła gwałtowny opór.
-
O matko, bardzo cię przepraszam. Nic ci się nie stało? - Victoria opuściła
miecz na ziemię i zrobiła krok w jego stronę, aby przekonać się, czy wszystko
dobrze.
Loki
zmierzył ją swoim wzrokiem, jakby chciał się upewnić, czy nie ma przy sobie
więcej broni, aby dokończyć dzieła. Victoria poprawnie rozszyfrowała ten gest.
-
Spokojnie, nie chcę cię zabić - uniosła ręce w poddańczym geście.
-
Oczywiście, a twój miecz przypadkowo znalazł się milimetr od mojej twarzy.
Gdybym nie zareagował, przecięłabyś mi głowę na pół - odpowiedział jej.
-
To był wypadek, naprawdę. Ja tylko ćwiczyłam. Nie zauważyłam cię - odpowiedziała
zmieszana.
-
Dobra, zostawmy tę sprawę na kiedy indziej. Co tutaj w ogóle robisz? Nie
powinnaś być ze swoimi przyjaciółmi na wycieczce krajoznawczej? - zadrwił
sobie.
-
Nie miałam dzisiaj ochoty.
-
I co? Liczysz potem na samotną wycieczkę z Thorem? Gdyby to do ciebie nie
docierało, Thor ma dziewczynę, a nawet narzeczoną. Już mają ustaloną datę
ślubu. Wątpię, aby chciał zrezygnować z Jane dla… kogoś takiego.
Victoria
oburzyła się. Czy on właśnie ją obraził?!
-
Hej! Twierdzisz, że coś ze mną nie tak?!
-
Cóż… - Loki ponownie obejrzał ją od stóp do głowy, zatrzymując się na dłużej
przy jej dekolcie - nie powiedziałbym.
-
Uch! Jesteś okropny - warknęła zaczerwieniona.
-
I tylko tyle? Wow, słyszałem już gorsze rzeczy. Nie masz mi tego za złe, co zrobiłem
na Midgardzie?
-
Słuchaj, już ci wcześniej powiedziałam, że nic do ciebie nie mam. Ja tak
naprawdę nie wiem, co zaszło na Ziemi. Widziałam tylko urywki, a nikt nie chce
zdradzić mi szczegółów. A wracając do sprawy Thora, skoro tak się o niego martwisz,
to może ty mnie oprowadzisz, co?
Loki
z naburmuszoną miną oprowadzał Victorię po zamku. Tylko tyle mógł jej
zaoferować, gdyż nie miał ochoty dzisiaj wychodzić „na miasto”. Victorii to
wystarczyło na dłuższą metę. Jej samej nie chciało się wychodzić. Przez chwilę zastanawiał się, jak to wyszło,
że oprowadzał po zamku jakąś smarkulę, w dodatku przyjaciółeczkę Thora.
Drażniło go to, że robił za przewodnika dla Midgardki, których uważał za rasę o
wiele gorszą od siebie.
-
Hej, Loki, słuchasz mnie? - Victoria położyła mu dłoń na ramieniu. Wyrwało go
to z zamyślenia. Spojrzał na jej rękę, po czym stanowczym gestem strzepnął ją z
siebie.
-
Oczywiście, że nie. Po co miałbym cię słuchać? - odparł zimno.
-
Hej! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że jestem gorsza od ciebie?!
-
Naturalnie. Midgardczycy są słabi i żałośni. Jesteście sto razy gorsi od nas,
zastanawiałam się, dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam.
-
Jak możesz coś takiego mówić bez skrępowania?! Zero ogłady! Może trochę
kultury?! W końcu jestem gościem i należy mi się jakiś szacunek, nie uważasz?!
- naskoczyła na niego pełną parą. Loki nieco zmieszany cofnął się o krok, dawno
nikt się do niego nie odzywał takim tonem. - Nie zapominaj, że to wy
poprosiliście nas o pomoc w pokonaniu tych dziwnych stworów! A także to właśnie
Ziemianie, czy jak wolisz Midgarczycy, pokonali cię, gdy chciałeś przejąć
władzę nad Ziemią!
Loki
zacisnął mocno szczękę, ale nie wytrzymał, mimo to przemawiał zimnym, spokojnym
głosem.
-
To nie my prosiliśmy was o pomoc, ale Thor. Ja przenigdy nie pozwoliłbym, aby
ktoś taki jak wy chociażby postawił stopę na tej ziemi. A jeżeli chodzi o mój
napad na Midgard, to nie zapominaj, że pomagał im Thor - warknął ostatnie
słowo.
-
Nie mogę uwierzyć, jak w jednym człowieku może kryć się tyle dumy?! - Victorii
nie brakowało dużo do krzyku. - Nie potrafisz przyznać się do własnej porażki!
I to jest twój błąd! Źródło tych wszystkich twoich przegranych i jeżeli tego
nie zmienisz, to nigdy nie wygrasz!
Krzyknęła,
po czym odwróciła się i udała do swojego pokoju. Była rozzłoszczona. Cała
kipiałam i na zewnątrz, i w wewnątrz. Nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji,
a w szczególności złości. Tym razem też tak było.
Loki
patrzył, jak odchodzi. Jak to możliwe, że taka prymitywna, mała istotka wywołała
u niego takie emocje, jak nikt od wielu, wielu lat? Na chwilę na jego ustach
zagościł szczery uśmieszek, ale tylko na sekundę. Nie umknęło to jednak
wszystkowidzącemu Heimdall’owi.
- „Miłość rośnie wokół nas” -
zaśpiewał, niespodziewanie wychodząc zza rogu.
Loki przewrócił oczami zirytowany.
- Zdecydowanie przebywanie z Thorem
daje ci się we znaki.
- Może i tak, ale przebywanie z tą
dziewczyną tobie też da się we znaki - odpowiedział rozbawiony.
- Phi… Ta Midgardka? To tylko nic
nieznacząca przedstawicielka tej słabej rasy - wypluł ostatnie słowa.
- Mów, co uważasz, ale widziałem,
jak uśmiechnąłeś się do niej. Jeszcze nigdy nie widziałem cię tak
uśmiechniętego.
- Po prostu zachciało mi się śmiać z
jej głupoty. A zresztą. Po co tracę na ciebie mój cenny czas? - odwrócił się na
pięcie.
- Dla niej jakoś traciłeś - zawołał Heimdall.
- Bo zrobiło mi się jej żal, że nie
potrafi nawet trafić do własnego pokoju - odparł Loki chłodno.
Ani na moment nie stracił swojego
spokoju. Heimdall przez długą chwilę zastanawiał się, co takiego dzieję się w głowie
Lokiego, że zawsze jest taki nieobliczalny, a równocześnie zimny i bez
uczuciowy. Ten młody bóg jeszcze nie poznał, czym jest życie. Jeszcze wszystko
przed nim i dopiero wtedy zrozumie, jaki ciężar i odpowiedzialność musi
utrzymywać na swoich barkach prawdziwy król.
Ta noc była niezwykle piękna. Heimdall
rzadko spoglądał na gwiazdy, podziwiając ich piękno, ale tym razem musiał
przyznać, że były niezwykłe. Jakby przepowiadały jakąś świetlaną przyszłość. Mimo
to Heimdall wiedział, że jeżeli gwiazdy przepowiadają coś wspaniałego, to jest
to poprzedzane wieloma trudnościami, bardzo często licznymi wojnami lub
zarazami. Właśnie to od wieków miały do siebie gwiazdy, nie zawsze należy im
ufać. Często bywają zdradliwe.
Spojrzał na zamek. W pokojach
Avengersów paliły się jeszcze światła, ale pomału zaczynały gasnąć. Najdłużej
świeciło się w pokoju Lokiego. Zamknął oczy, aby sprawdzić dokładnie, co
takiego kombinuje ten podstępny zdrajca. Zobaczył dębowe biurko, na którym
stała zapalona świeczka. Oświetlała porozkładane papiery. Znajdowały się na
nich różne raporty, rachunki, po prostu sprawy państwowe. W pewnym momencie
Loki odłożył na chwilę wszystko i spojrzał zamyślony w gwiazdy.
Heimdall odwrócił wzrok i przeszedł
kilka pokoi dalej. Thor rozmawiał z Jane i był niezwykle szczęśliwy, inni
spali, a Victoria stała oparta o parapet i spoglądała zafascynowała w gwiazdy.
Loki niegdyś także uwielbiał
gwiazdy. W młodości cały czas na nie spoglądał, odkrywał gwiazdozbiory, badał
je, a nawet próbował zaczarować. A potem przyszła chęć władzy… zemsta…
bogactwo…
Wojownik pokiwał głową z
dezaprobatą. Oby te czasy minęły i już nie gdy nie miały wrócić.
Rozdział poprzedni: Rozdział V: Pretensje
Hej, mam pytanie. Czy to jest aktualny blog? Chciałabym zacząć czytać, ale nie lubię, kiedy historia w połowie się urywa bo blog jest zawieszony :)
OdpowiedzUsuń