piątek, 30 września 2016

Rozdział VI: Gwiazdy

      Victoria jednak przeliczyła swoje możliwości. Nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Żałowała, że jednak nie poszła z nimi. Sama wyszła ze swojego pokoju, zeszła na dół po schodach i zaczęła się szwędać bez celu po różnych korytarzach. Z ciekawości raz wchodziła po schodach, raz z nich schodziła, przechodziła od pokoju do pokoju. Od czasu do czasu tylko zauważyła jakiegoś strażnika, który całkowicie ją ignorował.
      Znalazła się na balkonie, który unosił się na wielkich filarach. Było to piękne miejsce, z którego było widać całe państwo. Złote barierki przyozdabiane były srebrnymi zawijasami. Mnóstwo przestrzeni, miejsce idealne do ćwiczeń.
      Wyciągnęła zza pasa swoją ulubioną broń. Czerwono-żółta rękojeść, przyozdobiona nieznanymi nikomu wzorkami. Nacisnęła jakiś przycisk, a wtedy z boku wysunęło się długie ostrze - ostrze katany. Na mieczu także były wyryte dziwne, zawijane wzorki, które z jednej strony były intrygujące, a z drugiej niezwykle piękne.
      Przyjęła odpowiednią pozycję i zaczęła wykonywać dziwny taniec, pełen gracji, zapału, a także dynamiki. Nawet najprostsze ruchy wykonywane z dynamiką, były wymęczające, więc na jej skroniach szybko pojawił się pot.
      Kolejny raz przycisnęła jakiś przycisk na rękojeści, a wtedy ostrze katany zmieniło się na ostrze miecza. Teraz zaczęło wymachiwać bronią na prawo i lewo, udając, że wkoło niej jest pełno przeciwników.  Zrobiła obrót z wyciągniętym mieczem przed siebie, gdy poczuła gwałtowny opór. Nie spodziewała się tego, więc gwałtownie się zatrzymała.

      Zobaczyła Lokiego. Nie wyglądał na zadowolonego, ale także nie był zły. Jak zawsze miał ten obojętny wyraz. Miecz znajdował się niebezpiecznie blisko jego twarzy, na szczęście w porę zareagował i swoim sztyletem zatrzymał miecz. Zapewne wtedy poczuła gwałtowny opór.
      - O matko, bardzo cię przepraszam. Nic ci się nie stało? - Victoria opuściła miecz na ziemię i zrobiła krok w jego stronę, aby przekonać się, czy wszystko dobrze.
      Loki zmierzył ją swoim wzrokiem, jakby chciał się upewnić, czy nie ma przy sobie więcej broni, aby dokończyć dzieła. Victoria poprawnie rozszyfrowała ten gest.
      - Spokojnie, nie chcę cię zabić - uniosła ręce w poddańczym geście.
      - Oczywiście, a twój miecz przypadkowo znalazł się milimetr od mojej twarzy. Gdybym nie zareagował, przecięłabyś mi głowę na pół - odpowiedział jej.
      - To był wypadek, naprawdę. Ja tylko ćwiczyłam. Nie zauważyłam cię - odpowiedziała zmieszana.
      - Dobra, zostawmy tę sprawę na kiedy indziej. Co tutaj w ogóle robisz? Nie powinnaś być ze swoimi przyjaciółmi na wycieczce krajoznawczej? - zadrwił sobie.
      - Nie miałam dzisiaj ochoty.
      - I co? Liczysz potem na samotną wycieczkę z Thorem? Gdyby to do ciebie nie docierało, Thor ma dziewczynę, a nawet narzeczoną. Już mają ustaloną datę ślubu. Wątpię, aby chciał zrezygnować z Jane dla… kogoś takiego.
      Victoria oburzyła się. Czy on właśnie ją obraził?!
      - Hej! Twierdzisz, że coś ze mną nie tak?!
      - Cóż… - Loki ponownie obejrzał ją od stóp do głowy, zatrzymując się na dłużej przy jej dekolcie - nie powiedziałbym.
      - Uch! Jesteś okropny - warknęła zaczerwieniona.
      - I tylko tyle? Wow, słyszałem już gorsze rzeczy. Nie masz mi tego za złe, co zrobiłem na Midgardzie?
      - Słuchaj, już ci wcześniej powiedziałam, że nic do ciebie nie mam. Ja tak naprawdę nie wiem, co zaszło na Ziemi. Widziałam tylko urywki, a nikt nie chce zdradzić mi szczegółów. A wracając do sprawy Thora, skoro tak się o niego martwisz, to może ty mnie oprowadzisz, co?

      Loki z naburmuszoną miną oprowadzał Victorię po zamku. Tylko tyle mógł jej zaoferować, gdyż nie miał ochoty dzisiaj wychodzić „na miasto”. Victorii to wystarczyło na dłuższą metę. Jej samej nie chciało się wychodzić.  Przez chwilę zastanawiał się, jak to wyszło, że oprowadzał po zamku jakąś smarkulę, w dodatku przyjaciółeczkę Thora. Drażniło go to, że robił za przewodnika dla Midgardki, których uważał za rasę o wiele gorszą od siebie.
      - Hej, Loki, słuchasz mnie? - Victoria położyła mu dłoń na ramieniu. Wyrwało go to z zamyślenia. Spojrzał na jej rękę, po czym stanowczym gestem strzepnął ją z siebie.
      - Oczywiście, że nie. Po co miałbym cię słuchać? - odparł zimno.
      - Hej! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że jestem gorsza od ciebie?!
      - Naturalnie. Midgardczycy są słabi i żałośni. Jesteście sto razy gorsi od nas, zastanawiałam się, dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam.
      - Jak możesz coś takiego mówić bez skrępowania?! Zero ogłady! Może trochę kultury?! W końcu jestem gościem i należy mi się jakiś szacunek, nie uważasz?! - naskoczyła na niego pełną parą. Loki nieco zmieszany cofnął się o krok, dawno nikt się do niego nie odzywał takim tonem. - Nie zapominaj, że to wy poprosiliście nas o pomoc w pokonaniu tych dziwnych stworów! A także to właśnie Ziemianie, czy jak wolisz Midgarczycy, pokonali cię, gdy chciałeś przejąć władzę nad Ziemią!
      Loki zacisnął mocno szczękę, ale nie wytrzymał, mimo to przemawiał zimnym, spokojnym głosem.
      - To nie my prosiliśmy was o pomoc, ale Thor. Ja przenigdy nie pozwoliłbym, aby ktoś taki jak wy chociażby postawił stopę na tej ziemi. A jeżeli chodzi o mój napad na Midgard, to nie zapominaj, że pomagał im Thor - warknął ostatnie słowo.
      - Nie mogę uwierzyć, jak w jednym człowieku może kryć się tyle dumy?! - Victorii nie brakowało dużo do krzyku. - Nie potrafisz przyznać się do własnej porażki! I to jest twój błąd! Źródło tych wszystkich twoich przegranych i jeżeli tego nie zmienisz, to nigdy nie wygrasz!
      Krzyknęła, po czym odwróciła się i udała do swojego pokoju. Była rozzłoszczona. Cała kipiałam i na zewnątrz, i w wewnątrz. Nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji, a w szczególności złości. Tym razem też tak było.
      Loki patrzył, jak odchodzi. Jak to możliwe, że taka prymitywna, mała istotka wywołała u niego takie emocje, jak nikt od wielu, wielu lat? Na chwilę na jego ustach zagościł szczery uśmieszek, ale tylko na sekundę. Nie umknęło to jednak wszystkowidzącemu Heimdall’owi.
      - „Miłość rośnie wokół nas” - zaśpiewał, niespodziewanie wychodząc zza rogu.
      Loki przewrócił oczami zirytowany.
      - Zdecydowanie przebywanie z Thorem daje ci się we znaki.
      - Może i tak, ale przebywanie z tą dziewczyną tobie też da się we znaki - odpowiedział rozbawiony.
      - Phi… Ta Midgardka? To tylko nic nieznacząca przedstawicielka tej słabej rasy - wypluł ostatnie słowa.
      - Mów, co uważasz, ale widziałem, jak uśmiechnąłeś się do niej. Jeszcze nigdy nie widziałem cię tak uśmiechniętego.
      - Po prostu zachciało mi się śmiać z jej głupoty. A zresztą. Po co tracę na ciebie mój cenny czas? - odwrócił się na pięcie.
      - Dla niej jakoś traciłeś - zawołał Heimdall.
      - Bo zrobiło mi się jej żal, że nie potrafi nawet trafić do własnego pokoju - odparł Loki chłodno.
      Ani na moment nie stracił swojego spokoju. Heimdall przez długą chwilę zastanawiał się, co takiego dzieję się w głowie Lokiego, że zawsze jest taki nieobliczalny, a równocześnie zimny i bez uczuciowy. Ten młody bóg jeszcze nie poznał, czym jest życie. Jeszcze wszystko przed nim i dopiero wtedy zrozumie, jaki ciężar i odpowiedzialność musi utrzymywać na swoich barkach prawdziwy król.

      Ta noc była niezwykle piękna. Heimdall rzadko spoglądał na gwiazdy, podziwiając ich piękno, ale tym razem musiał przyznać, że były niezwykłe. Jakby przepowiadały jakąś świetlaną przyszłość. Mimo to Heimdall wiedział, że jeżeli gwiazdy przepowiadają coś wspaniałego, to jest to poprzedzane wieloma trudnościami, bardzo często licznymi wojnami lub zarazami. Właśnie to od wieków miały do siebie gwiazdy, nie zawsze należy im ufać. Często bywają zdradliwe.
      Spojrzał na zamek. W pokojach Avengersów paliły się jeszcze światła, ale pomału zaczynały gasnąć. Najdłużej świeciło się w pokoju Lokiego. Zamknął oczy, aby sprawdzić dokładnie, co takiego kombinuje ten podstępny zdrajca. Zobaczył dębowe biurko, na którym stała zapalona świeczka. Oświetlała porozkładane papiery. Znajdowały się na nich różne raporty, rachunki, po prostu sprawy państwowe. W pewnym momencie Loki odłożył na chwilę wszystko i spojrzał zamyślony w gwiazdy.
      Heimdall odwrócił wzrok i przeszedł kilka pokoi dalej. Thor rozmawiał z Jane i był niezwykle szczęśliwy, inni spali, a Victoria stała oparta o parapet i spoglądała zafascynowała w gwiazdy.
      Loki niegdyś także uwielbiał gwiazdy. W młodości cały czas na nie spoglądał, odkrywał gwiazdozbiory, badał je, a nawet próbował zaczarować. A potem przyszła chęć władzy… zemsta… bogactwo…

      Wojownik pokiwał głową z dezaprobatą. Oby te czasy minęły i już nie gdy nie miały wrócić. 


Rozdział poprzedni: Rozdział V: Pretensje

1 komentarz:

  1. Hej, mam pytanie. Czy to jest aktualny blog? Chciałabym zacząć czytać, ale nie lubię, kiedy historia w połowie się urywa bo blog jest zawieszony :)

    OdpowiedzUsuń