sobota, 24 września 2016

Rozdział V: Pretensje

Dzisiaj troszeczkę króciutko...

***

      Wszyscy spotkali się dopiero przed kolacją w sali tronowej. Czekali na Thora, który miał ich zaprowadzić do jadalni. Nikt nie chciał szukać na własną rękę jadalni, chociaż Stark już zrobił sobie małą rundkę po całym mieści i chwalił się tym wszystkim, wtrącając swoje uwagi dotyczące architektury i technologii.
      Rozpromieniony Thor pojawił się na schodach w towarzystwie Jane. Dziewczyna o brązowych włosach do ramion, w niebieskiej sukni, która podkreślała jej figurę. Poruszała z gracją godną prawdziwej królowej i towarzyszki Thora.
      - Dzień dobry - uśmiechnęła się Jane przyjaźnie. Niektórzy odpowiedzieli, a inni kiwnęli delikatnie głowami.
      - Zapraszam was do jadalni, gdzie podadzą nam kolację - oznajmił Thor.
      Jane prowadziła, a zaraz za nią szedł Thor, potem jego czwórka przyjaciół, a na końcu Avengersi.
      Victoria bardzo szybko odnalazła się w nowym otoczeniu. Jak najstaranniej zapamiętywała korytarze, aby się nie zgubić, co jej groziło jak nikomu innemu. W pierwszych dniach pobytu w Tarczy zgubiła się trzy razy, nie chciała więcej powtarzać tego błędu.
      Wielki, drewniany stół był przykryty złotoczerwonym obrusem uginał się od złotych półmisków pełnych owoców, mięsa, dzbanków z winem i wiele innych. Wszyscy zajęli dogodne im miejsca, Victoria usiadła obok Thora, który usiadł na szczycie stołu, a także naprzeciw Jane. Obok niej zostało wolne miejsce.
      Wszyscy zaczęli jeść, pochłaniali jedzenie, jakby nic nie jedli od trzech dni. Wszyscy pochwalali tutejszą kuchnię. Kiedy wybuchła kolejna salwa śmiechu, drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem. Wszyscy spojrzeli na mężczyznę, który stanął w progu. Był to Heimdall, jak zwykle miał poważną minę, a w ręki dzierżył swój wielki miecz.
      - Thorze, próbowałem go zatrzymać, ale on… - zaczął, lecz nie skończył.
       Zza Heimdall wyszedł mężczyzna ubrany w czarnozielony płaszcz. Był bardzo poważny, a w ręku trzymał kilkanaście kartek papieru.
      - Loki - powiedziała niemo Victoria, a wtedy mężczyzna spojrzał na nią. Z jego zimnych, zielonych oczu nie dało się niczego wyczuć, prócz lekkiej złości.
      Starzy Avengersi nagle wstali jak jeden mąż, jedynie było słychać huk przesuwanych krzeseł. Nie było widać, że są zadowoleni z widoku Lokiego. Ten natomiast stanął w miejscu i uśmiechnął się do nich cwaniacko.
      - No proszę, spotykamy się kolejny raz. Kto by się spodziewał?
      - Co on tutaj robi?! Powinien być w więzieniu, powiedziałeś, że się nim zajmiecie w Asgardzie - tłumaczył wściekły Rogers.
      - A on nie ma nawet kajdanek - zauważyła oschle Natasha.
      Avengersi zaczęli się skarżyć. Dołączyli do nich także Falcon i James, którzy widzieli spustoszenia wywołane przez Lokiego. Reszta nie odezwała się ani słowem, lecz skrupulatnie się wszystkiemu przysłuchiwali.
      Victoria spojrzała na Lokiego, nie dowierzając, że jeden człowiek był w stanie wyrządzić tyle złego, tyle bałaganu. Mężczyzna spojrzał na nią, na jego ustach wciąż gościł cwaniacki uśmieszek. W ogóle się nie przejmował, że wszyscy na niego naskoczyli.
      - A ty? Nie masz zamiaru wypominać mi czegoś, co zrobiłem?
      - Nie wiem, co zrobiłeś. Ale cokolwiek to było, należy już do przeszłości - odpowiedziała.
      Loki zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Chętnie by jej dalej posłuchał, ale wtedy głos zabrał Thor.
      - Cisza! - huknął. - Loki został ogłoszony bohaterem narodowym. Gdyby nie on, nigdy nie udałoby nam się uratować Asgardu i Midgardu. Naprawił swoje błędy z przeszłości ratując nie jedną, ale aż dwie, a może i więcej planet. Za to został uniewinniony.
      - On uratował prawie cały świat? Nie żartuj ze mnie - odpowiedział Stark, a Thor zgromił go swoim spojrzeniem.
      Bóg piorunów zawsze kojarzył się Victorii z uśmiechniętym słoneczkiem. Zawsze był pełen życia, biła od niego radość i takie wewnętrzne ciepło. Jednak kiedy był zły, przychodziła jej na myśl burza. Taka prawdziwa burza z ostrymi piorunami. Niemalże widziała te pioruny w jego niebieskich oczach.
      Na ten gest Tony usiadł przy stole, rzucając zniesmaczone spojrzenie w stronę Lokiego, podobnie postąpiła reszta. Mężczyzna w płaszczu nie przejął się tym, parsknął pod nosem i podszedł do Thora. Już nie był taki zły.
      - Możesz mi powiedzieć, co to jest? - przytknął mu papiery pod nos.
      Thor wziął kartki i przeleciał po nich wzrokiem.
      - Moje telegramy, które kazałem wysłać na inne planety - opowiedział spokojnie.
      - Czyś ty do reszty zdurniał? Informujesz innych, że Asgard jest w niebezpieczeństwie? A gdy jeszcze ktoś inny będzie chciał nas zaatakować? Pomyślałeś o tym?!
      Thor spojrzał na Lokiego, wprost w jego nienawistne, zielone tęczówki.
      - Nie pomyślałem o tym - opowiedział po chwili.
      - Więc zacznij.
      Loki odwrócił się na pięcie i wyszedł, a zaraz za nim Heimdall, zamykając drzwi.
      - O co chodziło? - spytała delikatnie Victoria, a Thor uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
      - Tak naprawdę w Asgardzie aktualnie nie ma władcy. Rada, która zebrała się po wiadomości, że Odyn nie żyje, próbuje wyłonić nowego władcę.
      - Dlaczego nie wybiorą ciebie? - wtrąciła Wanda.
      - Ponieważ ja zrezygnowałem, a Loki został wydziedziczony. Chcą wybrać kogoś innego, ale nie wiem, co ostatecznie zrobią. Tylko od nich to zależy.
      - Więc kto teraz sprawuj władzę w Asgardzie?
      - Cóż, prawnie ja. Loki jest moim sekretarzem, doradcą, ale tak naprawdę to on zajmuje się krajem. Kontroluje wszystko i w razie czego zmienia prawo, oczywiście informując mnie przy tym. Ja zajmuję się bardziej wojskiem, a także pomagam na innych planetach. Odkąd Loki kiedyś objął władzę, wiele pokrak się zbuntowało. Musiałem jakoś pomóc opanować sytuację. Teraz jednak jest wszystko dobrze, ale ja nie znam się na polityce, więc zostawiłem to Lokiemu.
      Nikt się nie odzywał. Każdy uważał, że to niedobry pomysł, aby dawać Lokiemu władzę, nawet najmniejszą, ale nie mogli się odzywać. To nie był ich świat, ich kraj. Jednak bali się, że to może przenieść się potem na Ziemię.
      - No to co? Chcecie się gdzieś przejść? - spytał Thor z uśmiechem na twarzy.
      - Chętnie - odpowiedziała Wanda.
      Wszyscy podnieśli się od stołu, poszli się przebrać. Chwilę później wszyscy wyszli na zwiedzanie miasta. Victoria jednak postanowiła pozostać, nie miała ochoty na zwiedzanie. Innym razem poprosi Thora, aby ją oprowadził.


Rozdział poprzedni: Rozdział IV: Zaproszenie do Asgardu
Rozdział następny: Rozdział VI: Gwiazdy

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award !
    Szczegóły: http://alice-keyd.blogspot.com/2016/10/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń